Alina Stremous to mołdawska gwiazda na zdominowanym przez Francuzki i Norweżki biathlonowym niebie. W obszernym wywiadzie tłumaczy nam, czym jest biathlon w Mołdawii, jakie emocje towarzyszyły jej w trakcie ME w Arber oraz dlaczego nie startuje pod rosyjską flagą.
Cezary Bronszkowski: W poprzednim sezonie kibice mogli poznać cię lepiej dzięki wynikom w TOP10 zawodów w Pucharze Świata w Antholz oraz na ZIO w Pekinie. Początek sezonu jest jednak na razie daleki od tamtych wyników.
Alina Stremous: Tak, to prawda, początek sezonu był dla mnie w tym roku trochę trudny. Latem dobrze trenowałam, położyłam podwaliny pod dalszą pracę nad czteroletnim cyklem olimpijskim. Nie robiliśmy bardzo intensywnych treningów przed startem Pucharu Świata, więc organizm musiał się przystosować od zawodów do zawodów. Widać to nawet po transmisjach w telewizji. Mam na myśli moją technikę na torze. Ale w Annecy-Le Grand Bornand w sprincie czułam się dużo lepiej niż na początku sezonu.
Drobne trudności finansowe naszej federacji nie pozwoliły nam na rozpoczęcie pierwszego obozu narciarskiego w Norwegii tak jak planowaliśmy. W każdym razie dzięki federacji w listopadzie wreszcie zaczęliśmy jeździć na nartach. Warunki pogodowe na pierwszym w tym roku zimowym obozie w Norwegii były, jak zauważyli Norwegowie, najtrudniejsze w ostatnich dziesięcioleciach. Po prostu nie było śniegu. Czasami nawet musiałam używać nartorolek. Ale dzięki norweskim pracownikom w pełni zrobili to, co mogli z trasą, by przystosować ją do startów.
Jeśli mówimy o początku sezonu, poprzedni sezon też zaczął się dość ciężko. W każdym razie mam nadzieję, że w styczniu znajdę lepszą formę.
Twoim największym sukcesem są dwa medale Mistrzostw Europy w Arber. Jak wspominasz tamte zawody?
Było mi naprawdę ciężko. W styczniu mój harmonogram był pełen zawodów. Jeśli się nie mylę, to zawody odbywały się 2-3 dni po 2 dniach bez żadnych zawodów. A kiedyś nawet musiałam uczestniczyć w 2 sztafetach w ciągu dnia. Pierwszy raz wystartowałam też w biegu masowym w Antholz, a 2 dni później w biegu indywidualnym w Arber. Wygląda na to, że na pierwszej strzelnicy popełniłam błąd. Na początku wyścigu było wietrznie. Pierwsze zawodniczki trafiły na trudniejsze warunki. Pod koniec wiatr się uspokoił, co dało przewagę zawodniczkom, które wystartowały wcześniej. Dostałam informację w trakcie wyścigu. Na mecie wydawało mi się i wszystkim innym, że wygram. Ale byłam bardzo zdenerwowana, gdy dowiedziałam się, że zabrakło 12 sekund, aby wygrać. Byłam wtedy bardzo rozczarowana, chociaż powinnam być naprawdę szczęśliwa.
Na sprint szykowałam się z myślami o możliwości zdobycia medalu, a nawet złota. Ale irytujący ostatni strzał nie pozwolił mi wejść na podium [Alina Stremous zajęła 4. miejsce – przyp. red.]. Ostatecznie bieg pościgowy rozpoczęłam z jednym celem – wygrać wyścig. Byłam trochę rozjuszona przed wyścigiem. To było moje 3. podejście i się udało. Zaczęliśmy od niewielkiej straty do lidera. Próbowałam biec w grupie z niemieckimi biathlonistkami. Strzelanie w pozycji leżącej wyszło mi dobrze. Bardzo długo strzelałam w pierwszej stójce, zmagałam się ze strzałami i warunkami pogodowymi. Było zimno i bardzo mokro, padał deszcz lub śnieg i wiał silny wiatr. Dlatego warunki do strzelania były bardzo trudne. Kiedy spudłowałam 3 razy na pierwszej stójce, zdałam sobie sprawę, że wszystko się skończyło, wyścig się skończył. Nie mogłam wygrać, to niemożliwe. W związku z tym biegłam już spokojnie na czwarte strzelanie, biegłyśmy razem z Norweżką.
Gdy dotarłyśmy na ostatnie strzelanie, zdziwiliśmy się, że Niemka spudłowała 3 razy. I wtedy zdałam sobie sprawę, że to jest dla mnie szansa. „Dobra”, pomyślałam, muszę teraz zaryzykować i zobaczyć, co się stanie. Tego dnia strzelałam tak szybko, jak to możliwe w tych warunkach. I wydaje się, że był to prawie jeden z najszybszych czasów strzelania. Obliczyłam sobie w głowie, kiedy Norweżka popełniła pierwszy błąd, że jeśli pozwolę sobie na nie więcej niż 1 pudło, to jest duża szansa na wygraną, jeśli nie więcej niż 2, to będę musiała walczyć o zwycięstwo. Niemka zrobiła bowiem do tego momentu już 1 karną rundę. Ale miałam szczęście i zaliczyłam tylko 1 karne okrążenie i szybko wróciłam na trasę. Na początku, będąc tak szczęśliwą, biegłam tak szybko, jak tylko mogłam. Ale potem trenerzy zaczęli mnie spowalniać i mówić, że przepaść jest tak duża, że spokojnie dojechałam do mety. Oczywiście chciałam zakończyć bieg z flagą. Ale póki co nie mamy w Mołdawii tylu kibiców, żeby ktoś mógł podzielić się mołdawską flagą na mecie.
Ten bieg był jednocześnie najłatwiejszy w moim życiu, bo walczyłam taktycznie i biegałam spokojniej niż zwykle. Ale jednocześnie jeden z najtrudniejszych ze względu na warunki atmosferyczne.

Mistrzostwa Europy nie są popularne wśród czołowych biathlonistów. Jak myślisz, dlaczego są one uważane za „zawody drugiej kategorii”?
Zazwyczaj odbywają się pod koniec stycznia po ciężkim harmonogramie Pucharu Świata. A na początku lutego ruszają Mistrzostwa Świata. Jest to krótki okres na przygotowanie, zmianę czegoś i osiągnięcie szczytu formy. Przypuszczam, że to jest powód, dla którego najlepsi tam nie jadą. W każdym razie pamiętam jedne mistrzostwa Europy, gdzie Norwegia i Rosja startowały z zawodnikami z czołówki. Może to zależeć od celów związanych z osiągnięciem szczytu formy.
W sprincie na ZIO także spisałaś się fantastycznie. Wyprzedziłaś m.in. Tiril Eckhoff, Hannę Oeberg i Denise Herrmann. Do medalu było daleko, ale 10. miejsce to z pewnością powód do dumy.
Tak, jestem dumna z dobrego wyniku tego dnia w sprincie. To było niesamowite. Ale mogę powiedzieć, że był to najtrudniejszy wyścig, w jakim kiedykolwiek brałam udział. Warunki pogodowe, wiatr, zimno i strefa czasowa były wyjątkowo trudne dla wszystkich. I zdałam sobie sprawę ze swoich wyników dopiero po 1 lub 2 dniach od wyścigu. Byłam taka zmęczona, głodna i śpiąca.
O Pekinie powiedziano wiele złych rzeczy. Biathloniści nie byli jedynymi, którzy narzekali na warunki. A czy stało się tam coś, co wspominasz z uśmiechem na twarzy, oprócz wyników rzecz jasna?
Jeśli mówimy o Pekinie, to mogę powiedzieć, że najzabawniejsza i najgorsza była sytuacja związana z Covid-19. Wszyscy musieli nosić maseczki, a pekiński personel ubrany był w strój „w stylu skafandra”, całkowicie izolujący od środowiska zewnętrznego. Niektórzy porównywali je z Minionkami z tej kreskówki. To było śmieszne. Ale byli przyjaźni i gotowi do pomocy, nawet jeśli nie mogli rozwiązać wszystkich twoich problemów.
Kolejna sytuacja z Covidem miała miejsce w naszym zespole. Kiedy przyjechaliśmy do Pekinu, jeden z naszych sportowców miał pozytywny wynik. Tak, że był odizolowany. To było straszne. Nikt nie wiedział, jak niebezpieczny jest wirus w Chinach. Zapamiętałam także jedzenie. Było pyszne i bardzo różnorodne. Dla mnie najsmaczniejsze było cappuccino i łosoś.
„W wieku 3 lat pierwszy raz pojechałam na narty. Będąc dzieckiem nadpobudliwym interesowałam się każdym sportem, próbowałam łyżwiarstwa figurowego, tańca, jazdy na nartach. Ale w końcu obejrzałam biathlon w telewizji i zakochałam się w tym sporcie”. Kiedy dokładnie zakochałaś się w biathlonie? Co sprawiło, że ten sport skradł Twoje serce?
Myślę, że w wieku 7 lat lub coś koło tego, kiedy mój ojciec i ja oglądaliśmy bieg biathlonowy z Bjorndalenem, Poiree, Fischerem. Walczyli o zwycięstwo i Kryształową Kulę w każdym wyścigu. To było ekscytujące. Ten rodzaj sportu jest nieprzewidywalny i ekscytujący. Nie można być pewnym na 100%, kto może być dzisiaj najlepszy, dlatego go pokochałam. Poza tym lubię jeździć na nartach, a jako dziecko uważałam strzelectwo za bardzo interesujące.
Rosjanka w reprezentacji Mołdawii? Dlaczego nie powalczyłaś o miejsce w kadrze swojej ojczyzny?
To trudne pytanie. Mamy tak wielu sportowców w Rosji, że czasami rząd i małe kluby narciarskie, z pewnych względów, nie chcą pomóc sportowcom w osiągnięciu najwyższego poziomu. Dlatego na przykład nie miałam okazji, aby krok po kroku wchodzić na najwyższy poziom, tak jak mam to w drużynie Mołdawii. Dzięki Mołdawii w zeszłym roku mogłam spróbować być na szczycie i zasmakować rywalizacji w Pucharze Świata.
Zdradzisz nam te „pewne względy”, dla których nie dostałaś wsparcia od rosyjskich władz?
Nie mogę powiedzieć na 100%, że nie miałam wsparcia. Oczywiście, kiedy byłam młoda, miałam, ale to nie wystarczyło, aby wejść na najwyższy poziom. Przez większość czasu musiałam sama opłacać składki na obozy, kupować sprzęt lub prosić o wsparcie rodziców. Kiedy dorastasz, to musisz zmienić region i drużynę. Moja drużyna i region nie miały możliwości lub nie chciały wspierać sportowców, którzy odpadli z kategorii juniorskiej. W Rosji mieliśmy kilka dużych drużyn biathlonowych i „inne”, jak moja. Poza tym nikt nie chce z góry wydawać dużo pieniędzy, żeby dać nam szansę. Ale każdy chce szybko uzyskać wyniki. Nie mogę ci powiedzieć, co się dzieje w rosyjskim biathlonie, ponieważ nie wiem na 100%. W każdym razie jestem wdzięczna za to, co dał mi mój zespół w dzieciństwie i w juniorach i chcę podziękować wszystkim ludziom, którzy wspierali mnie, gdy byłam młodsza, mojemu regionowi i drużynie. I oczywiście bardzo się cieszę, że spróbowałam coś zmienić w mojej dorosłej karierze. Odnalazłam się w drużynie Mołdawii.
I chcę podziękować wszystkim trenerom, fizjoterapeutom, całej Federacji Biathlonu Mołdawii, rządowi, ministerstwu sportu i naszemu prezydentowi Federacji Biathlonu Dmitrijowi Tornerowi za możliwość reprezentowania Mołdawii na międzynarodowych zawodach.
I za możliwość bycia lepszym z dnia na dzień.
Co sprawiło, że wybrałaś akurat barwy mołdawskie? Co przemawiało za tym wyborem?
Jak wspomniałam, mam lepsze możliwości trenowania. Lepszy sprzęt, pieniędze na obozy, dlatego wybrałem Mołdawię. To był lepszy i łatwiejszy sposób na to, aby znaleźć się w Pucharze Świata, w gronie najlepszych sportowców, by z nimi rywalizować.
Finansowanie biathlonu w Mołdawii jest lepsze niż w Rosji?
Nie sądzę. Porównujemy mały kraj z dużym. To nie jest właściwe. W Rosji jest więcej sponsorów, pomóc może również rząd. Rosjanie mają długą historię biathlonu, a w Mołdawii to zupełnie nowy rodzaj sportu. Oczywiście prawie 20 lat temu stworzyli Federację Biathlonu w Mołdawii, ale nie ma tu tak wielu fanów, a biathlon nie jest tak popularnym sportem w Mołdawii, jak w Rosji.
Urodziłaś się w Rosji. Od ataku tego kraju na Ukrainę, Rosjanie są na cenzurowanym, a świat zachodni odnosi się z coraz większą niechęcią do Rosjan. A jak to wygląda u ciebie? Czujesz się inaczej traktowana z powodu kraju urodzenia?
Jeśli chodzi o mnie, zmieniłam obywatelstwo prawie 3 lata temu. Od tego czasu mieszkam głównie w Europie. Jestem teraz bardziej Europejką i nie sądzę, żeby dla mnie coś się zmieniło. O ile mi wiadomo, inni sportowcy rozumieją całą sytuację na świecie i mnie znają. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, nadal z nami rozmawiają, jak to miało miejsce. Podobnie jest z rosyjskimi sportowcami. Przypuszczam, że większość sportowców na świecie rozumie, że rosyjscy sportowcy nie mogą teraz niczego zmienić. Nie ma winnych temu, co się dzieje na świecie. Każdy chce żyć w czasach pokoju.
Wspomniałaś, że chciałaś wbiec na metę z flagą Mołdawii. Czujesz, że jest to twoja nowa ojczyzna?
Tak, tak właśnie czuję. Wiesz, że jeśli reprezentujesz kraj, to jesteś jego obywatelem. Pomimo czasu, jaki tam spędzamy w ciągu całego roku. Większość czasu spędziłam w Europie, tam mamy obozy, bo niestety Mołdawia nie ma dziś dobrej bazy do treningu dla sportowców.
Jak więc wygląda biathlon w Mołdawii? Gdzie trenujecie i przygotowujecie się do sezonu?
Latem zawsze trenowaliśmy głównie w Rumunii i Bułgarii, czasem w Polsce, a na początku sezonu byliśmy we Włoszech, w zeszłym roku w Szwecji, w tym roku w Norwegii. To zależy od celów na obozach szkoleniowych. Czy to na dużej wysokości, czy na płaskim. I oczywiście w grę wchodzą pieniądze.
Czytaj także: Konstantina Charalampidou dla BiathlonPoGodzinach.pl: Myślę, że niewiele osób w Grecji wie, czym jest biathlon
Biathlon w Polsce nie należy do najpopularniejszych dyscyplin sportowych. A jak jest w Mołdawii?
Tak samo. To nie jest popularny sport. Sporty zimowe nie są tak popularne w Mołdawii. Jesteśmy ciepłym i południowym krajem prawie bez śniegu. Pada rzadko i szybko topnieje. W tej chwili nie mamy możliwości uprawiania sportów zimowych, takich jak biathlon. Nie ma gór, nie ma śniegu. Może kiedyś znajdą rozwiązanie jak wielki tunel, sztuczny śnieg czy coś innego.
Na Grenlandii dopiero niedawno zbudowano strzelnicę, w Grecji trzeba wyrywać chwasty, żeby z niej skorzystać. A w Mołdawii?
Możemy strzelać na strzelnicy zamkniętej i mamy jedną strzelnicę otwartą. Zaplanowaliśmy również wykonanie nowej wielofunkcyjnej infrastruktury dla sportowców z torem rolkowym i niektórymi budynkami dla sportowców. Przypuszczam, że będzie też nowa strzelnica.
De facto w Mołdawii jesteś obca. Niemcy nazywają takich ludzi “Ausländer”, czyli cudzoziemiec. A jednak robisz najlepsze wyniki w kadrze. Kiedykolwiek ktoś dał ci odczuć, że nie jesteś rodowitą Mołdawianką?
Nie, nigdy tego nie czułam. Jesteśmy przyjaznym zespołem.
Jak wyglądał twój trening w Polsce? Poznałeś trochę lepiej nasz kraj i kulturę?
Było całkiem miło. Byliśmy tylko w Dusznikach-Zdroju. Lubię to miasto. Jest miło i spokojnie. Wiem też, że to miasto jest miastem kompozytora Chopina. W zeszłym roku słuchaliśmy tam muzyki podczas festiwalu chopinowskiego. Podobało nam się to.
Jakie masz plany na drugą część sezonu?
Postaram się skupić na moich umiejętnościach narciarskich, technice, strzelaniu, aby znaleźć lepszą formę. Oczywiście głównymi zawodami są również Mistrzostwa Świata w Oberhofie i Mistrzostwa Europy w Lenzerheide. Ale chciałabym znów wystartować w biegu ze startu wspólnego i być na lepszym poziomie niż w zeszłym roku przez cały sezon.
Wielkimi krokami zbliżają się Mistrzostwa Świata. Czy masz nadzieję na powtórzenie lub poprawę swojego występu w Pekinie?
Mam taką nadzieję. W każdym razie, nawet jeśli w tym roku nie byłam w najlepszej formie, zawsze chciałam znaleźć się w pierwszej dziesiątce lub zdobyć medal. Trzeba będzie poczekać. Teraz mogę spróbować jeszcze ciężej popracować w okresie świąt Bożego Narodzenia przed Pokljuką, zacząć styczeń lepiej niż grudzień i spróbować osiągnąć szczyt formy na Mistrzostwa Świata w Oberhofie. Lubię Oberhof i ten tor. Tutaj w zeszłym roku osiągnęłam swój najlepszy wynik w Pucharze Świata. Mam więc nadzieję, że będę dobrze spisywała się zarówno na strzelnicy, jak i na torze. To samo, co zrobiłam w Pekinie i w poprzednim sezonie.
W 2026 roku chcesz zdobyć medal olimpijski. Bardzo ambitny cel, ale jak realistyczny? Konkurencja ze strony np. Norweżek, Francuzek czy Niemek jest rok w rok bardzo silna.
Każdy sportowiec chce osiągnąć wysoki poziom i zdobyć medal na igrzyskach olimpijskich. To szczyt kariery. Ja również tego pragnę. Ale nie sądzę, że to jedyny sposób na pokazanie swojej siły. Chciałabym utrzymać wysoki poziom przez cały sezon walcząc o Dużą Kryształową Kulę. Oczywiście wiem, że to dość trudne, ale to też moja ambicja i marzenie. I oczywiście zdaję sobie sprawę, że jesteśmy małym krajem, który nie ma dużo pieniędzy, sprzętu i personelu. I oczywiście chciałabym zdobyć medal na igrzyskach olimpijskich. W zeszłym roku nikt nie myślał o tym, że skończę na 10. miejscu i 40 sekundach straty do podium.
W każdym razie moja forma nie była najlepsza, mając tak trudny styczeń związany z zakończeniem Mistrzostw Europy i aklimatyzacją podczas biegów indywidualnych i sprinterskich w Pekinie (do Pekinu przyjechaliśmy bardzo późno). Więc mając to doświadczenie i cięższą pracę, próbując znaleźć najlepsze rozwiązanie do codziennego treningu, mam nadzieję, że zbliżę się do sportowców z najwyższej półki. Wiem, że to trudne, ale spróbuję, poczekam i zobaczę, co się stanie.
Zresztą gdybym bała się startować w zawodach czy rywalizować z najlepszymi sportowcami, to chyba lepiej byłoby zostać w domu i zająć się czymś innym. Mój sposób myślenia jest taki, że jeśli chcesz być lepszy, musisz uczyć się od najlepszych, takich jak Norwegowie, Niemcy, Francuzi i inni najlepsi sportowcy i musisz z nimi konkurować. Może wygląda to dość odważnie, ale chciałabym spróbować.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu świetnych rezultatów.
Fot. © Deubert/IBU