Tiril Eckhoff to nie tylko wybitna zawodniczka, ale też pełna pasji kobieta. Dzięki wywiadowi, jakiego udzieliła wraz z partnerem magazynowi KK, kibice mogli ją poznać z nieco innej strony. W końcu kto zdawał sobie sprawę z tego, że w wolnych chwilach Tiril oddaje się robieniu na drutach?

Tiril – Naleśnik

Z wywiadu możemy dowiedzieć się wielu ciekawych faktów. Norweska biathlonistka odkrywa kulisy zwycięstwa w Pucharze Świata, a także historie z młodości. Eckhoff wychowała się bowiem w sportowej rodzinie, a biathlon uprawiało także jej starsze rodzeństwo – Stian i Kaja. Dzięki zaangażowaniu i poświęceniu rodziców mogli trenować tę dyscyplinę i rozwijać się.

Jak dla wielu dzieci, także dla Tiril okres dojrzewania nie należał do najłatwiejszych. Dzielenie życia między szkołę a biathlonowe treningu zostawiało znaki w jej organizmie. Stres i wysiłek sprawiły, że Norweżka w tym okresie zyskała przydomek Tiril-Pannekake, czyli po naszemu Tiril-Naleśnik. W ten sposób jest nazywana w gronie przyjaciół, w tym przez swojego partnera, Aanunda. Poznali się właśnie w tamtym okresie.

– Tak, to szaleństwo że to zrobił, tak jak ja wówczas wyglądałam! – śmieje się biathlonistka.

Aanund nie pozostawał dłużny i także odniósł się do tej historii.

– Nadal wyglądała ładnie, mimo że jej twarz była nieco okrągła! – żartował.

Druty odskocznią od sportu

Każdy z nas ma jakąś pasję, którą stara się rozwijać. Dla Tiril taką aktywnością jest robienie na drutach. Jak przyznała na swoim Instagramie, zajmuje się tym od 2015 roku i marzyła o tym, by trafić na okładkę magazynu KK i podzielić się z czytelnikami dowolnym wzorem. Do tej pory Norweżka stworzyła kilka własnych kolekcji swetrów we współpracy z Sandnes.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Tiril Eckhoff (@tirileckhoff)

To jest w twoim mózgu

Tiril Eckhoff w minionym sezonie odniosła największe sukcesy w karierze. W rozmowie z KK przyznała, że te półtora roku nie było łatwe. Pandemia koronawirusa i przegrany Puchar Świata z Dorotą Wierer sezon wcześniej doprowadziły zawodniczkę do załamania.

Rozgoryczenie oraz obawy przed każdym kolejnym występem były jednak mocno wycieńczające dla organizmu. Kluczem do sukcesu okazało się zaakceptowanie strachu. Eckhoff podkreśla, że biathlon to bardzo mentalny sport. Jeśli przestraszysz się na strzelnicy, zaczynasz się trząść i możesz zapomnieć o dobrym wyniku.

– To jest w twoim mózgu. Zdałam sobie sprawę, że mam problem. Fizyczne objawy stały się zbyt silne i musiałam coś z tym zrobić. Na szczęście mogłam liczyć na odpowiednie wsparcie. Teraz nie boje się występować. Zawsze byłam zdenerwowana, tak jak i dzisiaj, ale uczucie to nie przychodzi nagle i nie przytłacza mojego ciała – powiedziała Eckhoff .

Zmiana trenera, pomoc psychologiczna, fachowa literatura i medytacja stały się kluczem do przezwyciężenia lęku przed startami. Tiril nie ukrywa też, że jest bardzo emocjonalną osobą. Kiedyś uważała to za wadę. Dziś widzi w tym swoją siłę i wolę walki.

Reset niezbędny do kolejnych sukcesów

Zmiany, jakie zaszły w psychice i przygotowaniach Tiril, idealnie pokazują wyniki Norweżki w sezonie 2020/2021. Eckhoff osiągnęła szczyt, o którym tak długo marzyła. Jednak od sukcesu nie uderzyła jej do głowy przysłowiowa „sodówka”.

– Cieszę się z sukcesów, ale następnego dnia wszystko wraca do normy. To, czego nauczyłam się w biathlonie, to że nie mogę szybować na tej fali. Kiedy bowiem myślisz, że jesteś na szczycie, możesz nagle dostać nowy cios w twarz i skończyć zawody na 66. pozycji następnego dnia – zaznacza zawodniczka.

Co z dalszą karierą?

W wywiadzie nie mogło także zabraknąć pytań o niedaleką przyszłość. Tiril przyznała, że musi zacząć myśleć o zegarze biologicznym, ale dopóki sport sprawia jej frajdę, nie zamierza rezygnować.

Źródło: www.kk.no
Fot.: By Steffen Prößdorf, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=86184369

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.